poniedziałek, 20 października 2014

Notka na temat "Dziennika pisanego później" Stasiuka

„Dziennik pisany później”, to kolejna pozycja pisarska Andrzeja Stasiuka, która wyszła nakładem wydawnictwa Czarne (w 2010 roku). Książka została wzbogacona fotografiami Dariusza Pawelca, zajmującymi sporą ilość stron. Szkoda, że te czarno-białe zdjęcia nie doczekały się podpisów, przez co czytelnik nie wie, kogo przedstawiają. Można  jedynie domniemywać, że są to osoby, o których opowiada Stasiuk.
„Dziennik…” to opowieść o podróżach. Przynajmniej na początku można odnieść takie wrażenie. Wraz z narratorem odwiedzamy m.in. Serbię czy Bułgarię. Z jednego miasta jedziemy do następnego i jeszcze do kolejnego. Mijamy setki ludzi, miejsc, które w tej krótkiej relacji wydają się podobne do siebie. W prawie każdym z tych miast można zobaczyć mężczyzn, „którzy rozpinają koszule, żeby było widać złote łańcuchy”. Czytelnik może odczuć znużenie, bo relacja nigdzie nie zatrzymuje się na dłużej, a wszędzie ta sama bieda i brud, wojna, i strach. Czytamy o miastach takich jak Bajram Curri czy Fushe-Krui, ale tak naprawdę nie odróżniamy jednego od drugiego. Są do siebie podobne. Na usta ciśnie się pytanie, które pada też na początku książki, czyli po, co tam jeździć, „przecież tutaj jest syf”.
Jednak podróże po Bałkanach są dla Andrzeja Stasiuka jedynie pretekstem. Najciekawszą i najważniejszą częścią jest ostatnia, trzecia. Autor powraca w niej do Polski, swego kraju rodzinnego. Wreszcie mamy odpowiedź na pytanie „po, co?”. Bałkany przywołane są, aby skontrastować je z Polską. Żeby spojrzeć na nią z zewnątrz. Autor szuka za granicą dawnej Polski, tej która pamiętała jeszcze wojnę. Z jednej strony ucieka z kraju, z drugiej „poszukuje jego wersji hard”.

Najbardziej ujęła mnie (i przekonała do tego, że jednak książka ta jest wartościowa) właśnie trzecia część. Stasiuk potrafi podsumować i skrytykować współczesną Polskę. Trafnie puentuje ją jednym zdaniem: „patrzeć ze wschodu, jak się przebiera, jak się drapuje, jak błękitne majtki w złote gwiazdy przymierza, by się przypodobać”. Mimo mało interesującej pierwszej części książki, warto po nią sięgnąć, by przekonać się, czy przypadkiem nie myślimy o naszym kraju tak samo jak Andrzej Stasiuk.

1 komentarz: