Nie patrz w tył - podziwiaj „teraz” i czekaj jutra.
Jak zareagowalibyście, gdyby
niespodziewanie ktoś powiedział Wam, że posiadacie wrodzoną zdolność
przenoszenia się w czasie? Pewnie najpierw uznalibyście, że ta osoba zwariowała
albo robi sobie żarty, prawda? A gdy już dotarłoby do Was, że to jednak nie jest
prima aprilis, pojawia się pewien dylemat, mianowicie co począć z tą wiedzą,
jak ją wykorzystać?
W takiej sytuacji został
postawiony Tim (świetny w tej roli Domhnall Gleeson), główny bohater nowego
filmu Richarda Curtisa (To właśnie
miłość, Cztery wesela i pogrzeb). W dwudzieste pierwsze urodziny chłopaka ojciec
zaprasza go na poważną rozmowę i nieoczekiwanie oznajmia, że Tim, tak jak każdy
mężczyzna w rodzinie, potrafi cofać się w czasie. Naturalnie, są pewne
ograniczenia i zasady. Można wracać tylko do tych chwil, w których brało się
udział. Nie ma więc szans, że nasz bohater np. zmieni bieg II Wojny Światowej.
Ale i tak musi uważać, aby nie dokonać zbyt gwałtowanych i znaczących zmian w
przeszłości, bo one rzutują na przyszłość nie tylko jego, ale całej rodziny.
Jak więc nowo poznaną umiejętność zamierza wykorzystać nieco ciapowaty,
nieśmiały Tim? Oczywiście przejdzie mu przez myśl, aby przekuć niepowodzenia w
sukces i zbić fortunę, lecz szybko porzuci ten pomysł i postanowi znaleźć
miłość życia! Do tej pory nie szło mu dobrze z kobietami, zawsze mówił lub
robił coś niewłaściwego. Teraz ma jednak możliwość „wczytania gry” w dowolnym
momencie, gdy tylko popełni jakąś gafę. W skutek tego nieraz wykonuje podobne
czynności po kilka razy, aby odnaleźć receptę na szczęście, najlepszą z
możliwych opcji. W myśl zasady praktyka czyni mistrza, Tim przy każdej podróży
w przeszłość staję się odrobinę mądrzejszy, wie co się stanie i może próbować
zmienić wydarzenia. Choć nie zawsze dzieje się to po jego myśli.
Nie jest to stricte komedia
romantyczna. Owszem jest zabawnie i miło, jest też miłość. Bohater filmu dosyć
szybko, po kilku podróżach w tę i z
powrotem zdobywa wybrankę serca, którą jest Mary. W tym momencie dostajemy film
obyczajowy, co jest dobre, bo Curtis w ten sposób ucieka od nudy i patosu.
Szybko okazuje się, że miłość (w polskim tłumaczeniu tytuł jest moim zdaniem
mocno nietrafiony) to też więź z dziećmi, rodzicami, siostrą, miłość do samego
siebie i świata. Lecz zaczyna pojawiać się też gorycz, smutek i rozczarowanie.
Nieraz trzeba wybrać czy np. cofnąć się w czasie, aby pomóc przyjacielowi,
czego skutkiem będzie utrata numeru do kogoś ważnego. Pojawiają się też pokusy,
które obiecują przyjemność i to bez konsekwencji, bo przecież można coś przeżyć,
a później wykasować to z historii. Tim dwoi się i troi, aby uczynić przyszłość
jak najlepszą, lecz zapomina, że „największe problemy to te, o których nawet
nie pomyślisz”. Ostatecznie staje przed trudnym wyborem, który każe mu wiele
poświęcić. Czas na miłość to też film
o dwojgu ludzi nie pasujących do schematu. Mary i Tim nie są ideałami piękna,
ich zainteresowania odbiegają od mainstreamu, ale gdy stają na swojej drodze
tworzą swój własny, wspaniały świat. Aktorka grająca Mary (Rachel McAdams) ma w sobie ogromne pokłady
uroku i bardzo dobrze dogaduje się z Gleesonem, którego nieporadność rozczula i
wzbudza sympatię. Richard Curtis postawił w tym filmie na sprawdzonych przez
siebie aktorów, którzy znają się także z innych produkcji i najwidoczniej
dobrze im się razem pracuje, bo tworzą udane zestawienie na ekranie. Do tego
odpowiednio dobrana muzyka, ładne ujęcia i sukces gotowy. Jedynym minusem,
który dostrzegam w Czasie na miłość
jest duża niekonsekwencja w cofaniu się do przeszłości. Raz bohaterowie
dokonują zmian, raz ich podróż nie ma żadnych następstw. A przecież nawet, gdy
Tim wraca po to, aby spędzić czas tylko z ojcem i pozornie nie wpływa na
otoczenie, nie ma go w tym miejscu, w którym był w poprzedniej wersji wydarzeń.
Uważam, że efekt motyla musi zachodzić, wbrew temu, co sądzą bohaterowie.
Obraz Curtisa przedstawia nam
gorzką, ale bardzo mądrą prawdę. Czasami, aby cos zmienić na lepsze, wystarczy
spotkanie, szczera rozmowa i wzajemne wsparcie. Ojciec chłopaka, którego z
imienia nie poznajemy, ale wizerunku użycza mu Bill Nighy, daje synowi najważniejszą
lekcję w życiu. Trzeba pogodzić się z tym, co nieuniknione i dla odmiany
spojrzeć w przyszłość. Nie narzekaj, odpręż się, a dostrzeżesz piękno świata,
radość życia – wtedy podróże w przeszłość nie będą potrzebne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz